„Jesteśmy mięsem armatnim”: „Cudownie uratowani” – Cyprien Sarrazin chce większego bezpieczeństwa na stokach narciarskich

Jak możemy zwiększyć bezpieczeństwo szybkiej jazdy na nartach? Cyprien Sarrazin, jeden z najszybszych i najbardziej brawurowych narciarzy na świecie, zadaje to pytanie, wspominając swoją niedawną przeszłość. Wciąż dochodząc do siebie, jedenaście miesięcy po tragicznym upadku na Stelvio, stoku w Bormio, z którego będą zjeżdżać zawodnicy podczas następnych Igrzysk Olimpijskich Mediolan-Cortina d'Ampezzo, Cyprien Sarrazin łagodnie powrócił do tego wypadku, który mógł skończyć się tragedią – wyszedł z niego z poważnym wstrząsem mózgu – i zaalarmował działaczy swojego sportu o niebezpieczeństwach na stokach i niewystarczających środkach ostrożności.
„Mówiono mi, że jestem cudem... To cud, że tu jesteś itd., itd.” To słowo brzmi dobrze. Cud, cud, cud... Mówię to ciągle, ale tak naprawdę nie rozumiałem” – powiedział bardzo wzruszony Cyprien Sarrazin w wywiadzie udzielonym agencji AFP w czwartek, 3 października, w siedzibie swojego dostawcy sprzętu w Saint-Jean-de-Moirans (Isère).
Wpatrzony w przestrzeń i zamglony w oczach, dwukrotny zwycięzca legendarnego zjazdu w Kitzbühel w styczniu 2024 roku wciąż nie może myśleć o powrocie do rywalizacji. Francuz czuje się jednak lepiej: po bólu oczu nie odczuwa już żadnych skutków neurologicznych i może wrócić do normalnego życia, co pozwala mu rozważyć ewentualny powrót na tor w dłuższej perspektywie.
Tylko kolana, które już wcześniej go ograniczały, pozostają w krytycznym punkcie. „Ale to jest ściśle powiązane z moim samopoczuciem psychicznym. Kiedy odczuwam zbyt silny ból, niemal popadam w depresję, i odwrotnie, kiedy czuję się dobrze psychicznie, fizycznie czuję się lepiej” – wyjaśnia sportowiec Devoluy. „Ale teraz, po tym wszystkim, co się wydarzyło, powrót do formy nie jest łatwy”.
W wieku 30 lat Sarrazin twierdzi, że wciąż marzy o „szybkości, rywalizacji i adrenalinie” i nie słyszy „tego cichego głosu” nakazującego mu przestać. Mimo wszystko przyznaje, że wiadomość o śmierci 25-letniego Włocha Matteo Fransozo w Chile w połowie września, który doznał podobnego wstrząsu mózgu, była dla niego szokiem.
„Na szczęście nie byłem sam, kiedy to się stało” – uświadomił sobie Francuz. „Nagle poczułem, jakbym nie mógł już mówić, byłem przytłoczony emocjami. Samo mówienie o tym sprawia, że łzy napływają mi do oczu, a gardło ściska”. Kontynuował: „Postawiło mnie to przed faktem dokonanym. Zrozumiałem, że mam szczęście. To była dokładnie taka sama sytuacja jak on, ale on nie wyszedł z niej obronną ręką”.
Śmierć Fransoza „naprawdę wpłynęła na mnie bardziej, niż się spodziewałem, poruszyła we mnie wiele rzeczy” – przyznaje Sarrazin. „Był też gniew. Mówię, że nie mam objawów pourazowych, ale to pokazuje, że wciąż coś mnie blokuje”.
Tragedia ożywiła również i tak już gorący temat bezpieczeństwa na torze. Wielu sportowców apeluje do Międzynarodowej Federacji (FIS) o podjęcie działań zapobiegających poważnym wypadkom, które są częste w tym dynamicznie rozwijającym się sporcie. „Jesteśmy mięsem armatnim” – wzdycha Cyprien Sarrazin. „I nie chcemy być następni, którzy zrobią postępy. Chcemy, żeby sprawy posunęły się naprzód, zanim my będziemy następni”.
FIS zapewnił, że chce „zintensyfikować dialog” na temat bezpieczeństwa, podczas gdy Włoska Federacja zaproponowała ograniczenie liczby tras treningowych na całym świecie, tak aby wybrane trasy były zabezpieczone przez FIS. Ze swojej strony Sarrazin zdaje sobie sprawę, że rozwiązania nie są oczywiste, ale ubolewa nad brakiem „wymiany zdań” i „pytań” .
„Gdyby już przyszli do mnie i zapytali: » Jak się masz? Co sądzisz o swoim upadku? Jak go przeżyłeś?«... Dobrym pomysłem byłoby przyjść i zapytać chłopaków, którzy doświadczyli tych problemów, jak oni to widzą. Ale tak się nie stało, przynajmniej nie bezpośrednio” – ubolewał mieszkaniec Gap. „Nie winię nikogo ” – uspokaja. „My, sportowcy, też pozwalamy, żeby sprawy ciągnęły się przez długi czas. Ale jest coś lepszego do zrobienia. Mówimy o ludzkim życiu i nie ma miejsca na prokrastynację”.
Libération